Niby to tylko formalność, niby chodzi tylko o jedną godzinę, ale odczuwam to i fizycznie, i psychicznie. Uwielbiam wiosnę i długie letnie wieczory, stąd przejście na czas zimowy okupuję uczuciem nostalgii, przygnębienia, wręcz poczuciem utraty czegoś cennego. Potrzebuję zawsze kilku dni na adaptację do nowego rytmu dnia.
Pamiętam letnie miesiące w Norwegii, gdzie na początku lat 90. ze śp. Andrzejem Brzeskim - znakomitym muzykiem jazzowym - grywaliśmy do tańca w tamtejszych hotelach. Ponieważ dzień był cudownie długi, po wykonanej pracy około godziny 1:00 chodziliśmy na równie długie spacery, ogrzewając się „nocnym” słońcem. To wspomnienie inspiruje mnie dziś do regularnych letnich odwiedzin tego pięknego kraju, co zresztą stało się przyczyną wyboru mnie na przewodniczącego sejmowej Polsko-Norweskiej grupy bilateralnej.
Argumenty za zmianami, których doświadczamy regularnie od 1977 roku - a więc oszczędność energii poprzez lepsze wykorzystanie światła dziennego - dzisiaj są już anachroniczne i nie bilansują strat w innych dziedzinach naszego życia, których kiedyś nie brano pod uwagę.
Więcej kontaktu ze światłem to polepszenie naszego dobrostanu psychicznego. To więcej czasu na czerpanie radości i zadowolenia z życia, to więcej pozytywnych emocji i dobrego samopoczucia. To dążenie do życia w harmonii z naturą, na czym każdemu z nas powinno zależeć.
Gdybym więc mógł wybrać, zdecydowanie chciałbym pozostać za pan brat z czasem letnim.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz