Co nie gra w filmie historycznie?
Jeden.
Zacznijmy od tego, że pokazani w filmie cesarze Geta i Karakalla z dynastii Sewerów nie byli bliźniakami. Karakalla był starszy od Getty o dwa lata. Ten pierwszy miał dwadzieścia trzy lata. Ten drugi, dwadzieścia pięć.
Obaj się nienawidzili jak pies z kotem, co wreszcie znalazło swój finał w mordzie jakiego dopuścił się Karakalla na młodszym bracie, na oczach ich matki, Julii Domny. Broniąc młodszego syna, sama została ranna.
Dwa.
Powstanie króla Numidii Jugurty, od pokonania którego zaczyna się film, miało miejsce w latach sto jedenaście-sto pięć przed naszą erą. A więc trzysta lat wcześniej, bo obaj wspomniani cesarze rządzili na przełomie II i III wieku, ale naszej ery.
Rzym był wtedy republiką, nie cesarstwem. Jak w filmie.
Trzy.
Jugurta nie został zabity na arenie cyrkowej, ale po tryumfie konsula Mariusza na ulicach Wiecznego Miasta, w którym wziął udział jako jeniec, został zamordowany w więzieniu. Był rok sto czwarty, p.n.e.
Tenże Mariusz był reformatorem rzymskiej armii, którą zrobił zawodową.
Cztery.
Karakalla ginie zamordowany w kiblu, przez legionistę, w Carahhe (obecnie Harran w Turcji), a nie w rzymskim Collosseum jak w filmie, w dwieście siedemnastym roku n.e.
Inspiratorem spisku był nie konsul, ale prefekt Rzymu Makrynus, któremu pewien afrykański prorok przepowiedział, że będzie rządził Rzymem.
A sam film?
Tak jak Gladiator I z genialną rolą Russella Crowe'a był eposem o szlachetnym i odważnym generale, którego cesarz Marek Aureliusz wybrał na następcę, upokorzonym i zdradzonym przez cynicznego Kommodusa, syna imperatora, tak Gladiator II jest wyłącznie filmowym widowiskiem. Może i zgrabnie wyreżyserowanym i pełnym efektów specjalnych (jak choćby wygenerowany cyfrowo Rzym z tamtych czasów), ale płaskim jak komiksy Marvella. Nie ma w nim tej siły przekazu jak w pierwszej części wyrażonej w słynnych słowach wypowiedzianych przez generała Maximusa - "Bracia, nasze czyny za życia brzmią echem w wieczności".
Syn Maximusa, Lucius grany poprawnie przez Paula Mescala, nie ma tej charyzmy jak jego filmowy ojciec wiodący legionistów do boju wyłącznie siłą swego męstwa.
Zresztą cała fabuła jest schematyczna, a dialogi zbyt papierowe. Jak "dymki" bohaterów papierowych komiksów dla dzieci.
Błędy i przeinaczenia w filmie są tak rażące, że fabuła się kupy nie trzyma. A powinna mieć choć pozory prawdopodobieństwa.
Co się jednak broni?
To ścieżka dźwiękowa, za którą był odpowiedzialny Harry Gregson Williams. Godnie zastąpił Hansa Zimmera .
Ale nie żałuję wydanych pieniędzy, bo się nie nudziłem przez cały seans.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz