To pytanie brzmi jak dzwon. Bo jeśli nie wiemy, co jest prawdą, a co fałszem, to po co nam całe te debaty, wybory, procedury? Demokracja przypomina wtedy mecz piłkarski, w którym nikt nie wie, gdzie jest bramka i czy piłka to w ogóle piłka.
Przykładów nie trzeba szukać daleko. Weźmy choćby zamieszanie wokół szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego Sławomira Cenckiewicza. Służba Kontrwywiadu Wojskowego pokazuje dokumenty: „Cenckiewicz nie ma dostępu do informacji niejawnych”. Kancelaria Prezydenta mówi: „ależ oczywiście, że ma”. I kto ma rację? W normalnym świecie wystarczyłby jeden papier, jedno potwierdzenie, i sprawa zamknięta. Ale my żyjemy w czasach, w których fakty są jak plastelina - każdy ugniata je na własną modłę.
I tu pojawia się kolejny problem - media i internet. Kiedyś to one miały być latarnią prawdy, dziś coraz częściej przypominają stroboskop na dyskotece. Światło miga, błyska, każdy widzi coś innego, a po chwili boli głowa. Algorytmy karmią nas tym, co chcemy słyszeć, zamiast tym, co naprawdę się wydarzyło. Efekt? Jeszcze większe podziały, jeszcze więcej plemion, które zamiast rozmawiać, wykrzykują swoje wersje rzeczywistości. Mamy to na każdym posiedzeniu Sejmu, chociażby podczas ostatniej debaty na temat CPK.
Baron trafia w sedno: w demokracji to naturalne, że różnimy się w opiniach. Jedni wolą więcej państwa, drudzy mniej. Jedni chcą wyższych podatków, inni niższych. Ale jeśli nie możemy się zgodzić, czy coś się wydarzyło, czy nie - to koniec gry. Bo na czym budować wspólnotę, jeśli każdy ma swój własny zestaw „faktów”?
Kiedyś było: „tak, tak; nie, nie”. Prosto, klarownie. Dziś mamy raczej: „być może, ale…”, „zależy jak spojrzeć…”, „dla mnie to wygląda inaczej…”. Ta płynność brzmi nowocześnie, ale w praktyce okazuje się rajem dla populistów i autokratów. Bo tam, gdzie prawda się rozmywa, wygrywa ten, kto krzyczy najgłośniej.
I tu wracamy do pytania Barona. Demokracja nie upada od wielkich zamachów stanu. Ona sypie się od środka, kiedy tracimy wspólny język faktów. Kiedy zamiast dyskutować o tym, co z nimi zrobić, spieramy się, czy one w ogóle istnieją.
Może więc największym wyzwaniem naszych czasów nie jest wcale sztuczna inteligencja, globalne ocieplenie, bezpieczeństwo czy migracje.
Może prawdziwe wyzwanie to… zgodzić się, że 2+2=4.
Bo jeśli kiedyś zaczniemy kłócić się nawet o to, to naprawdę zostanie nam tylko jedno: zamiast kawy w niedzielę - relanium na uspokojenie.
Niebezpieczna sytuacja na przejeździe kolejowym!
A to kicha!
pkp
13:20, 2025-09-26
Pomóżmy małej Agatce! Liczy się każde wsparcie!
W imieniu rodziców Agatki, bardzo prosimy o pomoc 🙏 Dziękujemy redakcji Fakty Piskie za tak wspanialy artykuł.
Monika
17:04, 2025-08-13
Jednogłośne absolutorium i brak wotum zaufania
A u nas w Trzciance wręcz odwrotnie, wszyscy kochają burmistrza a Rada Miejska przyklaskuje mu i z wiernym posłuszeństwem patrzy w oczka szefa. Tylko jakieś plotki o długu ktoś rozsiewa......aaa, to Ci z Wielenia😮
Hi, HI
07:37, 2025-08-01
Jednogłośne absolutorium i brak wotum zaufania
Jako mieszkaniec, który naprawdę interesuje się sprawami gminy i ogląda wszystkie sesje, uważam, że Rada Miejska pokazała charakter i odpowiedzialność. Wstrzymanie się od przyznania wotum zaufania to nie akt złośliwości, tylko sygnał, że radni nie są od klepania wszystkiego, co burmistrz powie, tylko od kontrolowania i dbania o interes mieszkańców. Co ważne – radni jasno uzasadnili swoją decyzję, więc nikt nie może powiedzieć, że to było bez podstaw. Nie chodzi o robienie polityki, tylko o uczciwość wobec nas – mieszkańców. W końcu to rada ma patrzeć władzy na ręce. Brawo za odwagę i jasne pokazanie, że gmina jest najważniejsza. A swoją drogą – artykuł jest mocno stronniczy i wygląda na napisany przez sam Urząd Miasta albo na jego zlecenie, więc dobrze, żeby mieszkańcy znali też drugą stronę. Zachęcam wszystkich, żeby obejrzeli nagranie z obrad sesji i sami wyciągnęli wnioski.
Mieszkaniec Wielenia
11:20, 2025-07-02
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz